Jeden z popularnych stereotypów płci głosi, że kobiety nie umieją oddzielić seksu od uczuć, podczas gdy mężczyźni nie mają z tym problemu. Niedawno okazało się, że ten stereotyp może mieć uzasadnienie medyczne.
Nie wszystkie kobiety potrzebują do seksu miłości i nie wszystkie po udanym seksie pragną związku. Z drugiej strony nie wszyscy mężczyźni to niewrażliwe seksmaszyny, dla których liczy się tylko ilość zaliczonych panienek, a zaangażowania boją się bardziej niż diabeł święconej wody. Fakty ustalone przez naukowców pozwalają jednak na pewne uogólnienia. Dowiedziono, że kobiety po orgazmie produkują znacznie większą ilość hormonu szczęścia – oksytocyny, który wpływa na budowanie relacji. To dlatego niektóre panie angażują się w relacje początkowo oparte na seksie (tzw. „friendship with benefits” – przyjaźń z bonusami) albo zakochują w jedno- lub kilkunocnej „przygodzie” poznanej na urlopie. Oksytocyna miesza im w głowach i opuszczają gardę, a potem już jest za późno, bo organizm nie potrafi rozróżnić, czy kochanek to chwilowa przygoda czy materiał na męża. Seks więc jednocześnie może pozwolić na zacieśnienie więzi z miłością naszego życia – albo spowodować ogromny żal, gdy krótkoterminowa relacja się wypali.
U panów sytuacja wygląda zupełnie odwrotnie – zamiast obezwładniającej dawki hormonu szczęścia i więzi, ich organizm produkuje w trakcie uniesień przede wszystkim dopaminę, czyli hormon przyjemności. Dopamina nie wywołuje „skutków ubocznych” w postaci nagłej potrzeby spędzenia reszty życia z jednonocną przygodą, ale ma swoją mroczną stronę – uzależnia. To dlatego mężczyźni statystycznie częściej niż kobiety wpadają w seksoholizm i są bardziej skłonni do ryzykownych zachowań seksualnych. Pamiętajmy jednak, że jesteśmy czymś więcej niż sterowanymi hormonami i instynktami zwierzętami, a uogólnienia – nawet o solidnych podstawach naukowych – nie są żadnym usprawiedliwieniem dla złych wyborów i błędnych decyzji. Cieszmy się więc seksem nie tylko radośnie, ale również mądrze i odpowiedzialnie!